niedziela, 29 maja 2016

Patronka ludzi wyklętych i zapomnianych


Ludzie nie wiedzieli co ze sobą począć. Nagle wszystkich zebranych ogarnęła panika. Jeszcze przed chwilą pałali nienawiścią do dziewiętnastolatki, która twierdziła, że sam Bóg do niej przemawiał. Widząc jak umierała w okrutnych mękach, modląc się za swoich oprawców, ludzie bili się w piersi i wołali: „Spaliliśmy świętą!”


Jej historia rozpoczyna się w Domremy, małej francuskiej miejscowości. Rodzice byli poważani przez mieszkańców i cieszyli się opinią dobrych chrześcijan. Wychowali córkę na gorliwą chrześcijankę w czasach, w których zarówno Kościół jak i państwo, przeżywały ogromne kryzysy.Odpowiedzą na wszelkie przeciwności były zawsze dla Joanny dwa imiona: Jezus i Maryja.

Mając 13 lat po raz pierwszy doświadczyła wizji, w których to Michał Archanioł oraz święte męczennice, Katarzyna i Małgorzata, mówili o tragicznej sytuacji Francji zajętej przez Anglików, a także o jej misji, jaką ma do spełnienia, stojąc na czele wojsk, przywracających pokój. Wydawało się to praktycznie niemożliwe. Mimo tego Joannie udało się przekonać swojego wuja, który doprowadził ją do do komendanta pobliskiego garnizonu w Vaucouleurs. Tam przemawiała do zebranych w taki sposób, że całe miasto zebrało się i zakupiło jej zbroję, oręż i konia, a komendant oddał do dyspozycji swój oddział i zaprowadził ją przed obliczę samego władcy, Karola VII.

Tamten okazał się bardziej ostrożny i poddał słowa Joanny badaniom teologów z Poitiers. Tamci jednak nie znaleźli w jej słowach niczego, co byłoby sprzeczne z Ewangelią. Zdumiony władca oddał jej więc zbroję i oddział, a także podarował sztandar z wezwaniem, które Joanna ukochała już w dzieciństwie: „Jezus i Maryja”. Tym samym uzyskała zgodę, by wyruszyć na czele wojska do walki z nieprzyjaciółmi.

Jednak nie rozpoczęła od działań militarnych. W marcu 1429 roku podyktowała list do króla Anglii, w którym zaproponowała sprawiedliwy pokój, który przede wszystkim miałby się opierać o chrześcijańskie wyznanie obu narodów, a dokonać się miał w imię Jezusa i Maryi. Jej prośba spotkała się raczej z kpiną niż rozważnym przyjęciem, co zmusiło ją do działań wojennych. W maju udało się jej odnieść zwycięstwo w bitwie o Orlean, a dwa miesiące później doprowadziła do koronacji Karola VII. Król w akcie wdzięczności chciał nadać jej tytuł szlachecki, jednak ta odmówiła, pozostając do końca zwykłą dziewczyną, Joanną d'Arc.

Była bardzo szanowana przez żołnierzy. Wielu wspominało jej dobroć i odwagę. Przede wszystkim cechowała ją czystość, która nie przejawiała się jedynie w ślubie dziewictwa, ale także w ogromnej pokorze. W brutalnym męskim świecie, była przejawem nieskazitelnego dobra i kimś, kto w szalonych czasach wzbudzał ogromną tęsknotę za pokojem i radością z życia.

W maju 1430 roku wpadła w zasadzkę wrogich oddziałów. Znalazła się w niewoli Burgundów, którzy za ogromną fortunę odsprzedali ją Anglikom. Niestety jej rodzina nie miała na tyle pieniędzy, by móc przebić cenę konkurentów Joanny, a Karol VII, który zawdzięczał jej koronę, nawet nie zainteresował się sprawą. W końcu stanęła przed sądem inkwizycyjnym w Rouen. Wszyscy zdawali sobie sprawę z tego, że jest więźniem politycznym, jednak oddano ją władzy kościelnej, oskarżając o czary i herezje. Pretekstem była męska zbroja w jaką ubierała się Joanna. Jej sędziami okazali się duchowni francuscy, którzy zaakceptowali zaistniałą sytuację polityczną i zaczęli współpracować z Anglikami. Próbowali oni złamać Joanne lub ją skompromitować, zadając wiele pytań mających wykazać jej pychę. Rozważali przy niej o tym, czy Bóg nienawidzi Anglii, na co odpowiadała, słowami o Miłości Boga do Francuzów i Jego cierpieniu wraz z nimi. Wystawiano ją także na próbę, badając jej stan łaski Bożej. Joanna i tym razem nie dała się podejść, lecz odważnie mówiła: „jeżeli nie jestem w stanie łaski, Bóg może mi jej udzielić, a jeżeli jestem, Bóg może mnie w niej utrzymać”.

Po wielu mękach, jakie jej zafundowano, została skazana na śmierć przez spalenie, jako czarownica i heretyczka. Joanna chciała odwołać się do papieża, jednak nie dano jej takiej możliwości. 30 maja 1430 roku, po Spowiedzi i Komunii Świętej została odprowadzona na stos. Jej ostatnią wolą było to, by w czasie śmierci postawiono przed nią krzyż, na który mogłaby patrzeć. Zginęła modląc się o pokój, a także za swoich oprawców. Umarła powtarzając słowa, które wyrosły z religijności ludowej, jednak w jej życiu nie stały się tylko czczą pobożnością, ale kierunkowskazem: „Jezus i Maryja”.

Została opuszczona przez wszystkich. Kościół, którego wierną córką była do samego końca, nazwał ją heretyczką, król zapomniał o tym, co zrobiła dla niego i ojczyzny, jednak nigdy nie zwątpiła w Bożą Miłość, w to, że Jezus i Maryja zawsze są przy niej. Potrafiła nie zważać na zło, jakie jej wyrządzono, ale na Bożą miłość, którą chciała przekazywać światu.

Jej działalność zamyka się w dwóch krótkich latach, z których rok pierwszy był czasem próby zaprowadzenia pokoju, a drugi – czasem męki. Kościół po latach zrehabilitował tę postać, unieważniając skazujący wyrok sądu z Rouen, a po 500 latach papież Benedykt XV ogłosił ją świętą.

Joannę d'Arc warto prosić o pomoc zawsze, kiedy czujemy się osamotnieni, kiedy ludzie, dla których działamy widzą w nas najgorszych wrogów. To patronka dla ludzi wyklętych przez społeczeństwo za odmienne przekonania, inne zdanie, przeciwstawianie się utartym schematom i grupom trzymającym władzę. Jej wspomnienie przypada 30 maja, w dzień okrutnej śmierci.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz